Co takiego mają w sobie hostele

Hostele odkryłam dziesięć lat temu podczas mojej podróży do Irlandii. Zatrzymałam się w Marlborough Hostel w Dublinie, bo nie stać mnie było na cokolwiek innego. Szybko okazało się, że to najlepsze miejsce, w jakim mogłam się znaleźć. Recepcjoniści sprawiali wrażenie, jakby mnie znali od dawna. Uśmiechali się od ucha do ucha za każdym razem, gdy wchodziłam do hostelu, pytali, gdzie byłam i proponowali, co jeszcze mogłabym zwiedzić.

 

Po jednym dniu, czułam się tam, jak w domu. Lęk, że kilku Szwajcarów, z którymi znalazłam się w jednym pokoju, zechce mnie okraść, minął, gdy uświadomiłam sobie, że ich plecaki są znacznie więcej warte, niż mój. Pokoje wieloosobowe, mimo pewnych niedogodności, mają tę zaletę, że są tanie i stwarzają okazję do poznania ludzi z całego świata. Podobnie, wspólne gotowanie w jednej kuchni sprawia, że skołowaciały język szybko wraca do formy po towarzyskich rozmowach nad parującymi garnkami. Śniadanie (dwa tosty z dżemem i kawa) wliczone w cenę pozwoliło mi oszczędzić trochę grosza na wieczorną imprezę w pubie.

 

Płaciłam siedem funtów irlandzkich za noc i czułam się królową świata: mieszkałam w samym centrum, poznałam więcej osób, niż mi się to kiedykolwiek zdarzyło i nieustannie szlifowałam swój angielski. Wiedziałam, że odtąd zawsze będę zatrzymywać się w hostelu. Parę lat później Piotr musiał mi przyznać, że to najlepsze rozwiązanie w miejscach, w których naprawdę nie da rozbić się na dziko.

 

Małgorzata Piłacińska, właścicielka hostelu Helvetia w Warszawie, http://www.hostel-helvetia.pl/

 


Studencka Marka

odpowiedz na wszystkie pytania



W ciągu ostatnich 30 dni zagłosowano (przeliczam) razy w naszych ankietach
 
Polityka Prywatności